Jakiś czas temu kupiłam sobie 40ml buteleczkę wody perfumowanej Jimmy Choo, na początku ( nie wiem czemu i czym) zapach mnie zachwycił, po kilku użyciach zaczął mnie strasznie męczyć i doprowadzać do mdłości, dosłownie! Najpierw miłość, później fruu do innej właścicielki.
Zapach jest strasznie słodki, ciężki, mulący i trwały. Gdybym miała powiedzieć z czym mi się kojarzy to bez wahania mogłabym powiedzieć, że z czasami szkoły gimnazjalnej, w której większość dziewczyn kochała słodkie zapachy, i z wodami perfumowanymi marki Playboy. Słodkie, banalne dla nastolatek.
Kilka moich koleżanek również zaliczyło wpadkę z tym zapachem i wiem, że nie tylko na mnie tak działa, każda z nich zgodnie stwierdziła, że jest to śmierdziuszek, który po kilku/kilkunastu użyciach odłożyły na półkę albo sprzedały.
Często perfumy tego projektanta bywają na sporej wyprzedaży w Sephorze, jednak przed zakupem proponuję wziąć solidną próbkę i kilka dni się z nim oswajać a prawdopodobnie uczucie minie :P
Wiele osób porównuje ten zapach do Flowerbomb Victor&Rolf, ja nie zauważyłam żadnej cechy wspólnej, są zupełnie inne. Flowerbomb to luksus, który otula nasze ciało, zapach interesujący, który 'zaczepia' nosy w około, zapach o który każdy pyta. Mimo, że również jest bardzo intensywny i trwały to jednocześnie delikatny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz